7.11.2012

trzy . ♥


Alex ♥
Obudziłam się chyba dość wcześnie bo na dworze było ciemno. Spojrzałam na zegarek aby się upewnić. Wskazywał 05:55. Byłam na tyle wypoczęta, że nie chciało mi się już spać. Przekręciłam się na bok zobaczyć czy dziewczyna z wczoraj nadal tam jest. Spała. „No co ty nie powiesz” skarciłam się w myślach. Jest noc, więc nie wiem czego się spodziewałam. Dręczą mnie wyrzuty sumienia, że źle wczoraj potraktowałam tą dziewczynę. Byłam załamana tym co się stało. Nie codziennie traci się chłopaka, z którym wiązało się plany związane z przyszłością. O Boże Josh! Jechaliśmy do domu, wypadek, trafiliśmy do szpitala, przyszedł lekarz… to nie może być prawdą. Mój Josh. Co ja mam teraz zrobić?! To wszystko bez niego nie ma sensu. To moja wina, powinnam była pozostać nieugięta. Zwolniłby i nie doszłoby do wypadku. Na pewno by żył. Ostatnie słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Dlaczego to akurat mnie musiało spotkać?! Gorzkie łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Nie mogłam złapać oddechu, usiadłam na łóżku a twarz schowałam w dłoniach mimo iż i tak było ciemno i nikt tego nie mógł zauważyć. Zaczęłam płakać mocniej po czym wybuchłam już przeraźliwym płaczem. Nagle poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu. Przestraszyłam się ale bez chwili zastanowienia wtuliłam się w osobę stojącą przede mną, która pozwoliła mi zmoczyć swoją piżamę.
- Ciii… spokojnie. Wszystko się jakoś ułoży. - mówił ciepły damski głos, który uspokajał moje myśli.
Dziewczyna głaskała mnie po głowie dodając mi otuchy. Tego mi było trzeba. Osoby, w której mogę się wypłakać.
- Hej, przestań już bo cię głowa rozboli.
- Yhym. - wymruczałam próbując się uspokoić.
Dziewczyna spojrzała na mnie po czym podniosła moją głowę i spojrzała w oczy.
- Ja wiem. Nie będzie łatwo ale czas leczy rany. - po czym się uśmiechnęła.
Chciałam to odwzajemnić ale nie dałam rady wykonać prostego gestu podnoszącego kąciki ust.
-Jestem Eleanor. 
- Ola ale możesz mi mówić Alex. Tak będzie ci łatwiej.
- Nie jesteś stąd?
- Nie. Jestem z Polski.
- Co Cię tu sprowadza ?
- Moje studia medyczne i pasja do tańca. 
- Jaki kierunek?
- Kosmetologia.
- Ooo.. interesujące.
-Tak właściwie czemu tutaj jesteś?
- Muszę przestrzegać odpowiedniego żywienia będąc modelką. Powinnam brać witaminy ale przez duże zamieszanie w mojej branży zapomniałam o nich przez dwa dni. Tak więc gdy byłam na pokazie zasłabłam.
- Przykro mi.- wydusiłam bo nie wiedziałam co mogłabym jej powiedzieć
- Nie ważne. Wszystko jest dobrze ale muszę zostać tu jeszcze parę dni.
- Bynajmniej nie będę tutaj sama.
- A tobie co się stało?- spytała niepewnie.
- Miałam wypadek samochodowy. Ja skończyłam z siniakami, podrapaniami i mocnym wykrwawieniem ciała ale nic poważnego, ale mój chłopak… nie żyje.
- Przepraszam. Nie powinnam byłam. 
- Hey. Ja zapytałam pierwsza więc ty tez miałaś prawo.- wydusiłam lekkiego banana aby polepszyć humor Eleonor.
Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym aż ku naszemu zdziwieniu zrobiła się dziewiąta. Wtedy miałyśmy iść na śniadanie. Nie było zbyt smaczne, gdyż nie przepadam za mięsem. Zjadłam tylko sałatkę. Po posiłku wróciłyśmy do sali. Ujrzałam nawet bardzo przystojnego mężczyznę siedzącego na łóżku Eleanor.
- Cześć Skarbie.
El usiadła obok niego i przytuliła. Pewnie są parą. Usiadłam na swoim łóżku i sprawdziłam telefon. Nic nowego. Może powinnam zadzwonić do rodziców. Pewnie się martwią tym całym wypadkiem i w ogóle. Zrobię to później. Podeszła do mnie El ciągnąc za rękę chłopaka.
-To jest Alex. Moja nowa przyjaciółka - powiedziała i wskazała na mnie- Alex to jest Louis. Mój narzeczony.
- Miło mi cię poznać.
- Mnie również.- odpowiedziałam
Rozmawialiśmy już dłuższy czas śmiejąc się co pozwoliło mi zapomnieć o wszystkich przykrościach. Louis jest bardzo zabawny i świetnie do siebie z El pasują.
- A więc nie znasz One Direction?- wyrwał mnie z zamyśleń męski głos.
- Nie jestem wielką fanką ale słyszałam jakieś piosenki.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Nagle do Sali weszli rodzice Josha.
-To wszystko przez ciebie! To twoja wina, że nasz jedyny syn nie żyje!- wykrzyczała zapłakana kobieta - To ty powinnaś umrzeć!
-To są twoje rzeczy. Nigdy ale to przenigdy się z nami nie kontaktuj, nie odzywaj i nie odwiedzaj. Dla nas jesteś martwa. – dodał jego ojciec.
Łzy leciały mi jak groch. Po tych wszystkich przykrych słowach wyszli. Wtuliłam się w moją poduszkę aby uciszyć swój płacz. Poczułam ciepły dotyk, który był mi dobrze znany.
- Za tydzień mnie wypisują. Mój dom jest nie umeblowany, ba nawet nie ma podstawowego wykończenia wnętrz a ja zostałam wyrzucona z tymczasowego mieszkania. - zaczęłam się żalić- musze wrócić do Polski.
-Hey. Nie zapominaj o nas.
-No właśnie. W naszym domu na pewno znajdzie się tymczasowe miejsce dla ciebie. - poparł ją chłopak
Usiadłam na łóżku cała zapłakana.
-Jak wy to sobie wyobrażacie? Jakaś pierwsza lepsza dziewczyna ma zamieszkać z bożyszczami większości dziewczyn! Zwalę się wam na głowę i może przy okazji zniszczę wam karierę !
Nie miałam siły się kłócić. Wszystko zaczęło mnie denerwować. Skutkiem tego nawrzeszczałam na swoich nowych przyjaciół. Znowu się rozpłakałam. Nie wiem co powinnam zrobić.  Po chwili usłyszałam cichą rozmowę El i Louisa. Nawet nie wiem o czym rozmawiali mimo iż cały czas byłam wtulona w dziewczynę. Usłyszałam dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę.   
-Naprawdę nie musicie się nade mną litować.  
-Przestań. Jesteśmy przyjaciółmi więc sobie pomagamy. -uśmiechnęła się pocieszająco.
Rozmawialiśmy dość długo i bardziej się poznawałyśmy. W taki sam sposób minął tydzień. Już mają mnie wypisać. Nie, na pewno nie mogę zrzucić się na głowę Louisowi i Eleanor. Muszę wrócić do domu.  


2 komentarze: